Moja przygoda z pingwinem... czyli dlaczego zmieniłem system operacyjny?

Kupując komputer zwykle nie mamy wielkiego wyboru. Dziwne? Niestety. Jedno powtarza się za każdym razem: spróbuj kupić jakikolwiek komputer BEZ preinstalowanego Windowsa!
 Kupując komputer zwykle nie mamy wielkiego wyboru.

Dziwne?

Przecież sklepy prześcigają się w ofertach: tu lepsza karta graficzna, tam terabajtowy HD, więcej RAMu, procesory duo; a promocje przebijają się nawzajem. Stacjonarne, laptopy i inne wynalazki...

Niestety. Jedno powtarza się za każdym razem: spróbuj kupić jakikolwiek komputer BEZ preinstalowanego Windowsa! Owszem, stacjonarny jeszcze niekiedy się uda (w bardzo specjalistycznych sklepach), jeśli chcesz laptop, to zapomnij. 


Nie będę tu dawał technicznych porad, takie artykuły już są, pisane przez bardziej doświadczonych userów; zgodnie z tytułem opisuję tu swoją przygodę z tym systemem, w nadziei że być może kogoś zachęcę do „przesiadki”?
Zaczynałem tak samo. Maszyna – jak na tamte czasy – niezła, (proc. Intel 2,80GHz, HD 80GB, 256MB RAMu...) i WindowsXP, wówczas najnowszy, a ja komputerowy ignorant... Miałem szczęście, że to nie było parę lat później i nie władowałem się w Vistę. „Siódemki” już nie próbowałem, bo w końcu wyczytałem w necie, że istnieje coś takiego, jak Open Source. Najpierw, jeszcze za „windowsowych” czasów, zrezygnowałem z IE na rzecz Firefoxa. Próbowałem też Opery, Netscape'a i Google Chrome, ale w końcu wróciłem do FF. Jak odkryłem Open Office, plułem sobie w brodę, że wyrzuciłem kiedyś tyle pieniędzy na pakiet MS Office! Na szczęście nie zajmowałem się głębiej grafiką, więc nie straciłem kasy na Photoshopa – opinie na temat GIMPa zostawiam lepszym w tej dziedzinie.
W końcu ostatecznie monopoliście powiedziałem WON!
    Zaprzyjaźniłem się z pingwinem. 


alt













Też nie tak od razu. Zaczynałem, jak większość „linuksiarzy”, od Ubuntu, który jednak niezbyt mi się spodobał. Grafika w tych paskudnych brązach? - wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że w Linuxie mogę zmienić praktycznie WSZYSTKO, a wygląd to najbardziej banalna sprawa... Potem porwałem się na Debiana, ale to było trochę za szybko... i niestety, na jakiś czas wróciłem do winda. W końcu znalazłem swoje distro: PCLinuxOS. Nie mówię, że najlepsze: po prostu mnie najbardziej się spodobał. To jedna z różnic między Windowsem a otwartymi systemami: tu możesz wybierać i przebierać; zależnie od umiejętności, potrzeb, gustów a nawet kaprysów. I w każdej chwili możesz spróbować czegoś innego. Co więcej, możesz mieć zawsze system najbardziej aktualny. Chcąc zaktualizować Windowsa, musisz wydać kilkaset złotych – no, chyba że ściągniesz „piracką” kopię. W Linuksie wystarczy wpisać w konsoli apt-get dist-upgrade, a ostatecznie, w przypadku dystrybucji nieciągłych, jak ubuntu, ściągnąć ze strony obraz nowej wersji. I wszystko w 100% legalnie! (nie mylić z tzw. „aktualizacjami” w Windowsie! -  to nie są żadne nowe wersje, tylko łaty, głównie związane z bezpieczeństwem)

Czym jest Open Source?

Linux, zarówno sam kernel, jak i  większość oprogramowania jest systemem Open Source. To nie to samo, co „freeware”, oznaczające iż z programu wprawdzie możesz korzystać za darmo, ale nie możesz w nim zmienić ani jednej linii. Open Source niekoniecznie oznacza darmowy (chociaż najczęściej tak jest) – ale to, że wraz z programem otrzymujesz dostęp do kodu źródłowego, który masz prawo dowolnie modyfikować. Jeśli  w oprogramowaniu komercyjnym, nawet darmowym („freeware”), zmienisz choćby jedną linijkę, automatycznie stajesz się przestępcą (cracking). Oprogramowanie otwarte (licencja GPL) możesz dowolnie modyfikować, pod jednym tylko warunkiem: swoje poprawki udostępniasz na tych samych warunkach.

Przesądy na temat Linuxa:

  • „Linux jest trudny”...?
Przypuszczam, że taki przesąd pokutuje dlatego, ponieważ niemal każdy swój pierwszy kontakt z komputerem miał poprzez Windowsa. A wszyscy wiemy, jak ciężko zmienić wyrobione nawyki, poza tym zwykle jesteśmy leniwi i nie chce nam się uczyć czegoś nowego... Właśnie tak Microsoft zmonopolizował software'owy rynek, stosując praktyki opisane na wstępie. Sługusy „wujka Billa” ciężko pracują, aby uzależnić użytkowników od swojego oprogramowania.
W rzeczywistości, jeśli chcesz robić to, co na windzie (przeglądanie www, korzystanie e-maila i komunikatorów, edytory tekstów i arkusze kalkulacyjne; grafika, muzyka, filmy; drukowanie) – to wszysko masz, takie samo, albo lepsze. Nawet niektóre programy są te same: z Firefoxa, Thunderbirda, GIMPa czy pakietu OpenOffice również na windzie można korzystać.
Natomiast bez porównania łatwiejsze jest instalowanie nowych programów i usuwanie niepotrzebnych. Żeby zainstalować nowy program dla Windows, musisz go albo kupić, albo wyszukać w sieci i ściągnąć plik instalacyjny... Tu ogromna ilość oprogramowania dostępna jest w tzw. repozytoriach, skąd je pobierasz i instalujesz jednym poleceniem, poprzez program apt (lub jego graficzną nakładkę synaptic). Podobnie z usuwaniem. W Windowsie nie usuniesz np. Internet Explorea, Outlook Expressa czy WMP (a przynajmniej nie normalnym sposobem), ponadto po usuniętych programach zostają zwykle niepotrzebne wpisy zaśmiecające rejestr (do pozbycia się ich potrzeba specjalnych programów) – tu możesz pozbyć się wszystkiego, co niepotrzebne.
Pewną trudność może sprawić początkującym instalowanie programów ze źródeł – wymaga to umiejętności posługiwania się konsolą i często wyskakuje problem brakujących bibliotek – ale nie przy codziennym użytkowaniu nie jest to zbyt często potrzebne. Zwykle oprogramowanie z repozytoriów jest aż nadto wystarczające.

  • „Te polecenia w konsoli... jak to spamiętać???”
Kolejny powód przekonania o „trudności” Linuxa... W rzeczywistości współczesne dystrybucje mają tak rozbudowaną warstwę graficzną, że jeśli ktoś boi się konsoli, właściwie może o niej zapomnieć. Niektóre są nawet całkiem podobne do windowsowych, więc „przesiadka” wcale nie musi być taka trudna. Jednak prawdziwa siła Linuxa, w tym pełna kontrola nad systemem i siecią tkwi właśnie w trybie tekstowym. Dlatego, choć nie jest to konieczne, warto włożyć nieco wysiłku w nauczenie się choćby podstawowych poleceń. Może się wtedy okazać, że niektóre rzeczy wręcz łatwiej jest zrobić w trybie tekstowym.
Warto też pamiętać, że analogiczne narzędzie, choć o bez porównania mniejszych możliwościach, bo oparte na komendach DOSowych, istnieje również w Windows: wiersz polecenia → cmd.

  • „Jest brzydki...?”
Może to było prawdą kilkanaście lat temu... Obecnie może tak powiedzieć tylko ktoś, kto nie widział na oczy Linuxa. W Windowsie możesz sobie zmienić co najwyżej tapetę i obramowanie okien. Tu masz do wyboru kilka środowisk graficznych – najbardziej znane to KDE i GNOME – w których możesz zmieniać praktycznie  wszystko. Wirtualne pulpity i efekty 3D nie tylko ciekawie wyglądają, ale też ułatwiają pracę.
altalt
Wprawdzie o gustach trudno dyskutować, ale i pod tym względem dla mnie Windows, nawet ze swoim AeroGlass, wysiada.

  • „Skoro darmowy, to niewiele warty”...?
Często się mówi: dostajesz to, za co płacisz. I często jest to prawda – ale nie w tym wypadku. Nad wolnymoprogramowaniem pracują tysiące entuzjastów z całego świata,  a dzięki otwartości kodu źródłowego system ten rozwija się szybciej niż jakikolwiek inny, a wszelkie błędy są niemal natychmiast poprawiane, a luki  usuwane.

Wady Linuxa? Widzę dwie. Nie każdy sprzęt współpracuje z tym systemem, zwłaszcza niektóre modemy i drukarki; często też trzeba samodzielnie wyszukiwać w sieci odpowiednie sterowniki. No i nie jest to system dla tych, dla których najważniejszą rzeczą w komputerze są gry. Przyznaję, że pod tym względem jest marnie. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie mieć na dysku zarówno Linuxa, jak i Windowsa, a poza tym istnieje narzędzie wine umożliwiające uruchamianie windowsowych aplikacji pod Linuxem.

Dlaczego więc warto? - choćby spróbować?


  1. Wypróbowanie nic nie kosztuje! (istnieją wprawdzie również płatne dystrybucje Linuxa, jak np. Mandriva Extreme, ale nie ma co zawracać sobie nimi głowy wobec tak ogromnego wyboru).
  2. Przeczytałem kiedyś takie zdanie:
   „Żeby zepsuć system Linux – trzeba nad tym popracować.
    Żeby zepsuć system Windows – wystarczy popracować na nim.”
   Używając Linuxa, możesz zapomnieć o wszystkich programach do czyszczenia rejestru, defragmentacji, optymalizacji... bez   których Windows, jeśli całkiem nie padnie, to tak zwolni, że stanie się, delikatnie mówiąc, mało użyteczny. Przy zwykłym użytkowaniu zepsuć Linuxa naprawdę jest trudno, (chyba, że ktoś, jak ja, lubi eksperymentować) – ale nawet wtedy nie jest to wielki problem: po prostu wkładasz do napędu płytę instalacyjną i reinstalujesz system – nie tracąc przy tym żadnych swoich danych (pod warunkiem że masz /home na oddzielnej partycji). Żeby nie stracić również swoich ustawień i zainstalowanych programów, można również – przy pomocy narzędziaremasterme lub mylivecd – utworzyć własną płytę instalacyjną.
  1. Bezpieczeństwo!!! Zapomnij o zżerających zasoby komputera antywirusach! Wobec tysięcy windowsowych wirusów, istnieje może – dosłownie! - kilka pisanych pod Linuxa. Wynika to częściowo z popularności systemu, ale także z tego, że nad otwartym oprogramowaniem pracują tysiące niezależnych specjalistów. Dzięki otwartemu kodowi źródłowemu wszelkie luki są natychmiast wyłapywane i naprawiane.  Istnieją oczywiście programy antywirusowe dla Linuxa, jak np. ClamAv, ale mało kto widzi potrzebę ich używania.  Odpowiednio skonfigurowany firewall w zupełności wystarczy, a jeśli ktoś ma obsesję na punkcie bezpieczeństwa, może sobie zainstalować potężne narzędzie, jakim jest grsecurity, uniemożliwiające niemal każdy atak z sieci. Wiąże się to jednak z rekompilacją jądra, nie jest to więc zabawa dla początkujących.
  2. Masz pełną kontrolę nad systemem. Kod źródłowy systemu Windows i komercyjnego oprogramowania jest niedostępny, nie można więc zrozumieć jak naprawdę działają produkty Microsoft – co uniemożliwia użytkownikom poprawienie błędów i luk, dostosowanie programu do swoich potrzeb lub sprawdzenie poziomu bezpieczeństwa i prywatności. Tutaj (jako root) masz dostęp do każdego zakamarka systemu i możesz go dowolnie konfigurować i modyfikować. Pliki systemowe uporządkowane są w w stanardowych katalogach, znanych jeszcze z Unixa, więc nie musisz się zastanawiać, gdzie są pliki konfiguracyjne, pliki urządzeń, programów, itd., a gdzie moduły kernela. Używając Windowsa latami, nie będziesz miał pojęcia, jak działa. Linux, nawet jeśli nie masz zbyt wielkiej informatycznej wiedzy, sam ci to pokazuje.
Więcej informacji np. tutaj...

Jak zacząć? - Jeśli czytasz ten artykuł, zapewne masz dostęp do internetu. Wykorzystaj go więc do ściągnięcia obrazu płyty instalacyjnej, a następnie nagraj go na płytę. Jej rozmiar to zazwyczaj ok. 600-700MB, więc mieści się na standardowym CD. Jeśli nie jesteś pewny, czy distro, które wybrałeś istotnie ci odpowiada – nie musisz nic instalować. Większość dystrybucji może być uruchamiana jako Live-CD, bezpośrednio z płyty – warunkiem jest ustawienie w biosie startu z CD. Chodzi wtedy wprawdzie bez porównania wolniej, niż zainstalowany na HD, no i za każdym uruchomieniem wraca do pierwotnych ustawień, ale to świetny sposób wypróbowania systemu bez instalacji na dysku. Sama instalacja – nie będę opisywał, gdyż różni się w szczegółach dla poszczegolnych dystrybucji – jest zwykle banalnie. prosta i sprowadza się do kilku kliknięć. Resztę robi program. Jedynym trudniejszym etapem jest poprawne utworzenie partycji – ale temat partycjonowania dysku wykracza poza ramy tego artykułu.

Który system mógłbym polecić tym, którzy nie chcą dłużej dorabiać monopolisty z Redmond, albo po prostu chcą spróbować czegoś nowego? Na pewno Ubuntu www.ubuntu.com (którego osobiście nadal niezbyt lubię, no ale to kwestia gustu), Mandrivę www.mandriva.com, i oczywiście PCLinuxOSwww.pclinuxos.com. Dla „patriotów” jest polskie distro: PLD www.pld-linux.org. Szeroki przegląd dystrybucji z przystępnym opisem można znaleźć na http://jakilinux.org.
Dla bardziej zaawansowanych – Debian, Slax albo – spoza „rodziny” Linuxa, ale również opensource'owy – FreeBSD, a dla zainteresowanych pewnymi specjalnymi aspektami, BackTrack. Tu linków nie wrzucam, gdyż tym, którzy wiedzą o co chodzi, więcej mówić nie trzeba...


Przedrukowano z http://www.eioba.pl/
Autor  darayavahus